fbpx
Świadome podróżowanie: Wyścig szczurów

Świadome podróżowanie: Wyścig szczurów

Przewodnik po zrównoważonym podróżowaniu

Zastanawiałam się przez chwilę czy użyć wersji „przewodnik po turystyce zrównoważonej” czy właśnie „po zrównoważonym podróżowaniu„. Zdecydowałam się na tą drugą opcje. Jeśli zastanawiacie się dlaczego, mam na to prozaiczną odpowiedź: podróżnik ma obecnie pozytywniejsze, powiedzmy „ambitniejsze” konotacje, niż turysta. Nikt nie chce być turystą, każdy chce być Podróżnikiem. I o tym dzisiejszy post. O chorym wyścigu szczurów, dla których podróże (tj. odkrywanie, poznawanie) już nie są celem samym w sobie. 

Podróże już nie są celem samym w sobie, czyli o wyścigu szczurów.

Kiedyś podróżowaliśmy aby odkrywać kultury, ludzi, kuchnie Świata, by poczuć adrenalinę (tą zdrową). Wyjeżdżaliśmy w celach edukacyjnych lub dla przyjemności. Co ważne wyjeżdżaliśmy DLA SIEBIE. Podróż była celem sama w sobie. Dla wielu ciągle tak jest. Niemniej jednak, rośnie grupa dla, której ważniejsze jest co dostaną w zamian (nie duchowo, a materialnie) jadąc w dane miejsce, niż sama podróż.

Sposób myślenia:

Koniecznie muszę mieć fotkę ze Statuą Wolności na Insta. Wzrośnie mi liczba followersów.

Albo, odwiedzę 20 państw w tym roku i napiszę o tym książkę.

A może spróbuję pojechać bez jedzenia i będę polować na wiewiórki. Tak survivalowo. Z pewnością zyskam tym popularność.

Wyścig! Gdzież my tak pędzimy?

I Dlaczego?

Pędzimy po sławę, chcemy być znani/rozpoznawalni/chcemy coś znaczyć, a co za tym idzie chcemy też pieniądze. Czasem „zaliczamy” te wszystkie kraje dla tzw. szpanu. Jedziemy w dane miejsce bo wiemy, że zrobi to wrażenie na naszych znajomych lub odbiorcach.

I Jak?

Podróże są pięknym elementem naszego życia, wielu o nich marzy, wielu lubi oglądać zdjęcia z dalekich krajów. Ale co to? Miliony bloggerów, instagramerów, youtuberów? No i jak ja się teraz przez ten tłum rozepcham? To pytanie zadaje sobie chyba każdy blogger podróżniczy. Jedni mają piękne zdjęcia, inni mieszkają w jakimś egzotycznym kraju, a ja co? Tylko podróżuje.

Konkurencja jest ogromna. Już nie wystarczy gdzieś pojechać i o tym napisać. Teraz musi być:

  • szybko: 15 państw w 3 miesiące,
  • tanio, a najlepiej za darmo: begpacking w Azji
  • niebezpiecznie: spanie pod namiotem w Meksyku (super plan!)
  •  z plecakiem: walizka jest dla frajerów, ewentualnie turystów
  • sexy: huśtaweczko z Indonezji gdzie jesteś? dlaczego cię nie znalazłam? 🙂

3,2,1… Start!

Zasadniczo nie ma w tym nic złego, że ktoś lubi szybko zwiedzać, podróżować i jest w stanie zaliczyć 15 krajów w miesiąc. Wolna wola. Zastanawiam się jedynie co  edukacyjnego (nie wspominając o wątpliwym wypoczynku) z takiego maratonu można dla siebie wyciągnąć. Mam na swoim koncie jeden czy dwa takie wyjazdy i szczerze mówiąc przed oczami pojawiają się pojedyncze obrazki i tyle. Wiem, że nie byłabym w stanie nic mądrego o tych miejscach powiedzieć i dlatego też wypowiadać się nie będę.

Inaczej jednak niż część bloggerów czy podróżników, którzy w taki błyskawiczny sposób zwiedzają Świat i potem reklamują samych siebie jako znawców tematu.

„Odwiedziłem 80 państw Świata. Jestem prawdziwym podróżnikiem”. Brzmi imponująco, fakt. Mi daleko do takiego wyniku, ale zastanawiam się czy każda z tych podróży, z tych 80 państwa była w pełni wartościowa?

Czy liczba faktycznie czyni cię lepszym od innych?

Na jednym z Wachlarzy (festiwal podróżniczy) Tomek Michniewicz miał swoją prezentację, w której namawiał do wracania w to samo miejsce, do zbierania jak najmniejszej ilości pieczątek w paszporcie. Wiem, brzmi paradoksalnie, szczególnie w obliczu obecnego trendu. Jest w tym jednak ukryta siła.

Wyobraźcie sobie jaką wiedzą dysponuje osoba, która spędziła w Peru 3 lata (jeżdżąc tam co roku, na kilka, kilkanaście tygodni), a jaką osoba, która wspięła się na Machu Picchu i wróciła do domu. Oczywiście nie każdy chce być ekspertem w jednej dziedzinie. Nie można przesadzać też w drugą stronę, ale myślę, że zgodzicie się ze mną, że jest w tym jakiś sens. 🙂

Czy jednak liczba odwiedzonych państw czyni cię lepszym od innych podróżników? 

Pod względem ilości – wygrałeś

Po względem jakości – przypuszczam, że jest tu wiele do nadrobienia (chyba, że masz 80 lat :D)

Podsumowania

Czy podróżowanie na czas jest dobre czy złe? Czy zaliczanie kolejnych atrakcji turystycznych tylko po to, żeby zyskać followersów lub pochwalić się znajomym ma sens?

To już pytanie do was.

Osobiście,  jeśli lubisz tak podróżować to nie ma w tym nic złego. Tylko nie nazywaj się potem ekspertem od kuchni Greckiej czy kultury marokańskiej po spędzonym tygodniu w Grecji/Maroku. Namnożyło się tych ekspertów i zaczyna to trochę przypominać te memy: Wiem jak się tańczy, bo oglądam You Can Dance 😀

To tak nie działa 🙂

 

A wy jak lubicie podróżować? Na szybko czy raczej na spokojnie?

Więcej o świadomym podróżowaniu w poście o BEGPACKINGU

Begpacking najgorszym trendem w turystyce.

Begpacking najgorszym trendem w turystyce.

Przewodnik po świadomym podróżowaniu

Mam na swoim koncie podróże po 3 kontynentach, odwiedziłam kraje wysoko rozwinięte, ale i skrajnie biedne, podróżowałam różnymi środkami transportu i podczas tych wyjazdów zaobserwowałam, delikatnie mówiąc bardzo niepoprawne zachowania turystów lub jak niektórzy wolą – podróżników.

Z tego powodu postanowiłam stworzyć Przewodnik po świadomym podróżowaniu, cykl wpisów opisujący niebezpieczne, głupie lub niemoralne trendy w turystyce. Znajdziecie tu też garść praktycznych porad: jak podróżować z głową i poszanowaniem innych kultur i środowiska. Niby banalne, a zobaczycie ile małych błędów popełniamy, często nieświadomie.

 

Żebrzący podróżnicy, czyli begpacking

 

Obecnie mierzymy się ze wzrastającą z „prędkością światła” liczbą osób podróżujących. Wynika to z łatwości z jaką możemy się przemieszczać, wzrostem poziomu życia i zwiększeniem ilości czasu wolnego. Ilu podróżujących tyle trendów i motywów. Niestety z własnych obserwacji widzę, że wiele z tych trendów idzie w bardzo złym kierunku.

Jednym z nich jest begpacking. Nie mylić z backpacking – podróże z plecakiem. Begpacking to po prostu żebranie na dalsze podróże. Beg – z angielskiego – błagać.

Pierwszy raz spotkałam się z tym problemem w 2017 w sieci, czytając informacje z Azji o „białych turystach zbierających pieniądze na swoje podróże„. Już wtedy wydało mi się to niemoralne i niesmaczne. Nie zdawałam sobie sprawy ze skali problemu. Nie przyszło mi do głowy, że taki sposób podróżowania może przyciągnąć sporą rzeszę zwolenników. Obecnie begpacking jest niezwykle popularną formą podróżowania, szczególnie w Azji.

 

Begpacker vs. Backpacker

Zadziwia mnie tupet tych wszystkich młodych europejczyków czy amerykanów żebrzących na swoje egzotyczne wyjazdy. Zazwyczaj są to młodzi ludzie, w pełni sprawni, inteligentni (choć czasami trudno w to uwierzyć widząc jak się zachowują), mogący z łatwością znaleźć pracę (dorywczą, fizyczną). Ale kto by tam chciał pracować skoro można żebrać. Tylko, no właśnie jest pewien problem.

Taki begpacker nigdy nie dostanie wsparcia w krajach wysoko rozwiniętych, jak Australia czy Niemcy, bo tam go po prostu wyśmieją, powiedzą Masz dwie ręce i nogi to do roboty. 

Backpacerem możesz być wszędzie, uczciwie zarabiając pieniądze (o nieuczciwości zatrudniających nie będziemy tu dyskutować) na swoje dalsze podróże. I tu backpacking wygrywa. I tak powinno być. Bo dlaczego jedni ciężko pracują na swoje marzenia, a inni mają to dostać za darmo? Jeszcze żebrząc na ulicach krajów średnio rozwiniętych lub biednych, których to mieszkańcy powinni dostawać wsparcie od turystów, a nie odwrotnie.

Podróże – dobrem luksusowym, a nie niezbędnym

Czy begpacking jest niemoralny?

Niektórzy być może powiedzieliby, że nie ma w tym nic złego. Skoro ktoś chce im dać te pieniądze to dlaczego nie. Nie ma w tym nic niemoralnego. Zadajmy sobie jednak pytanie, czym są podróże? Czy są nam niezbędne do życia? Czy bez nich umrzemy? Otóż NIE. Podróże są dobrem luksusowym, wartością dodaną do naszego życia, nagrodą za ciężką pracę.

Wynika z tego, że ja mogłabym stanąć na ulicy z tabliczką zbieram na BMW i też powinnam liczyć na pieniądze. W końcu auto też jest dobrem luksusowym, to czemu mieli by nie dać. A wy Podróżnicy, dali byście coś takim „potrzebującym”? 

W begpackingu jest coś tak paskudnego, że miałabym ochotę zaciągnąć tych wszystkich zepsutych do szpiku pseudo-podróżników na farmy Outbacku do zbierania owoców. I już wam tłumaczę dlaczego. Zapraszam na: Historia z Kuala Lumpur.

Historia z Kuala Lumpur

Kuala Lumpur to stolica Malezji, kraju w Azji. Malezja jest na 38 miejscu pod względem gospodarczym na Świecie. Niby nie ma tragedii, ale szału też nie. Samo Kuala Lumpur to mix bogactwa i biedy, i to sąsiadującej ściana w ścianę, ulica w ulicę.

Pewnego wieczoru szłam ulicami miasta, akurat obchodzony był Chiński Nowy Rok i było bardzo kolorowo. Jedna z ulic jest szczególnie zatłoczona, bo znajduje się na niej uliczny market. Kupić tu można wszystko. Od pamiątek po egzotyczne owoce. Między straganami zauważałam parę młodych chłopaków, typowych hipisów w spodniach aladynkach, w długich brodach (tacy modnisie na czasie), białych. Chwilę im się przyglądałam z uśmiechem. Przystojni, dobrze zbudowani (spokojnie znaleźli by pracę, chociaż dorywczą). Nagle spostrzegłam kartonową tabliczkę: zbieramy na podróż dookoła Świata.

Ambitnie. Kto by tam na bilet do domu zbierał. Przyjrzałam im się nieco bardziej. Markowe ciuchy, ukulele (chyba tylko dla ozdoby), okulary przeciwsłoneczne. Nawet nie wysilili się żeby sprzedawać jakieś rękodzieło czy robić te głupie sztuczki magiczne. Rzuciłam im spojrzenie pełne pogardy i odeszłam.

Przeszłam może 100 m.

Po drugiej stronie ulicy siedział mężczyzna, Malezyjczyk (tak przypuszczam po rysach twarzy i kolorze skóry). Siedział na kawałku deski z prowizorycznie przykręconymi kółkami. Nie miał ręki i obu nóg. Prosił o pieniądze na jedzenie. 

Najlepsze podsumowanie i streszczenie tego wpisu.

I lekcja angielskiego w jednym 🙂

A w kolejnym poście…

Wyścig szczórów

 

Tanie podróżowanie, a egoizm. Czyli jak „wycisnąć” pomoc.

Tanie podróżowanie, a egoizm. Czyli jak „wycisnąć” pomoc.

Tanie podróżowanie, nie musi być nieetyczne, ale…

Znowu podróże niskobudżetowe? Znowu tanie podróżowanie? Znowu te same tematy co wszędzie?

Nie do końca.

Dziś chciałabym wam nakreślić pewien poważny problem, który szerzy się niczym plaga wśród młodych podróżników. Ten problem to egoistyczne podejście do Świata.

Zastanawiacie się pewnie skąd taka myśl? Przecież podróżnicy to tacy „fajni” ludzie, tacy otwarci na nowe, sympatyczni.

Chcę, chcę, chcę! 

Od 2014 roku organizuję spotkania podróżnicze. Na palcach jednej ręki wymienić mogę osoby, które podczas swoich podroży kierowały się zasadą odpowiedzialnej turystyki. Niestety postawy wśród wielu osób są niepokojące. Chcemy dostawać jak najwięcej, niewiele (lub nic) dając w zamian. I nie chodzi o pieniądze, chodzi o dawanie siebie. Powiem brutalnie: starej kobiecinie w andyjskiej wiosce nasz uśmiech za gościnę na pewno zrobi przyjemność i prawdopodobnie nawet nie pomyśli, żeby coś żądać w zamian, bo w końcu pomaga nam z dobroci serca, ale nie oszukujmy się – to zdecydowanie za mało.

Chwalmy się naszą chciwością

Notorycznie słyszę dumnie opowiadane historię tego typu  (jakby było się czym chwalić!) o młodych Europejczykach, którzy zostali hojnie ugoszczeni u osób posiadających o wiele mniej, a czasem po prostu skrajnie ubogich. Tacy ludzie wracają ze swoich wojaży i mówią: „mieszkałem w jurcie, gospodarze prawie nic nie mieli, ale co chwila częstowali mnie jedzeniem” albo „mieszkałem u takich sympatycznych ludzi, ładny ale skromny dom, ze wszystkiego mogłem korzystać”. No i pięknie, ale dobrze byłoby usłyszeć potem: „w zamian za taką pomoc ugotowałem im polski obiad”, albo „pomogłem przy zaganianiu koni”. Mimo, że podkreślam – to moim zdaniem i tak za mało!

Zastanówmy się.

Skoro stać nas na bilet do Ameryki, Azji, Afryki, to stać nas na to, żeby chociaż tym ludziom jakoś się odwdzięczyć. Pomóc w domu, w ogrodzie, przy zwierzętach. Ciekawą opcją jest tzw. workaway czyli mieszkanie u rodziny, ale za drobną pomoc, jak koszenia trawnika, opieka nad dzieckiem, umycie okien. To jednak z opcji, gdzie dostajemy dach nad głową, często też jedzenie i do tego możemy naszą pracą jakoś „zapłacić” za gościnę.

Są oczywiście przypadki skrajne, jak nagła choroba w podróży, utrata pieniędzy, gdzie przyjęcie pomocy jest jak najbardziej stosowne. Ale „żebranie”, podmawianie się o pomoc, nocleg, jedzenie i nie dawanie nic w zamian? I to nie dla tego, że nas nie stać na nocleg czy jedzenie, tylko dlatego, że chcemy wydać jak najmniej? By potem móc się przechwalać w Europie jak to niskobudżetowo umiem podróżować! 

A osobiście uważam nadużywanie pomocy ludzi uboższych od nas (tylko dlatego, że maja opiekuńczą i gościnna naturę) za obrzydliwe zachowanie, niegodne naśladowania, a jedynie potępienia.

Taka historia

Pewien podróżnik, dość znany w kręgach polskich podróżników – blogerów opowiada, że łapiąc stopa stara się wypatrywać kobiet. Dlaczego zapytacie? A no, bo kobiety w swojej naturze mają zakodowaną opiekę nad innymi.  Trudniej im będzie odmówić.

Inny: wspomina jak to mieszkał u bardzo biednej kobiety w którymś z krajów Ameryki Południowej. Podróżnik rozpływał się nad tym jak miła, chojna i otwarta była ta starowinka. Chętna dać mu wszystko co miała. Mimo, że miała niewiele. Spędził w jej domu noc, najadł się i rano ruszył na dalsze podbijanie Świata. A kobieta tak została, z uczuciem, że zdrobiła dobry uczynek i być może Bóg jej to wynagrodzi. Bo z pewnością, nie ten „biedny” europejczyk. 

A wiecie co jest jeszcze gorsze, że taką postawę prezentują często osoby, które spokojnie byłoby stać na sprawiedliwe, względem innych podróżowanie.

Skąd to się bierze?

Z oszczędności? Z opisanego już wcześniej wyścigu, kto najtaniej zwiedzi Świat?

Chyba z głupoty i egoizmu.

Bali
Pragnę zaapelować do wszystkich podróżujących osób:
jeśli nie stać was na odwiedzenie krajów, w których jest względnie drogo to wybierzmy na początek inne kierunki, nie zasłaniajmy się tanim podróżowaniem, nie wykorzystujmy innych.

Tanie podróżowanie, a niezależność.

Tanie podróżowanie, a niezależność.

Tanie podróżowanie, a niezależność to pierwszy z wpisów traktujących o zrównoważonym podróżowaniu. Temat ten, choć obecnie bardzo modny i rozpowszechniony chciałaby „ugryźć” z trochę innej strony. Strony moralnej, ale i nie tylko.

Posłuchajcie…

Czy podróżując z niewielką (kwesta względna) sumą pieniędzy faktycznie możemy mówić o niezależności? Czy ruszając w Świat z plecakiem i kartonową tabliczką możemy nazwać się ludźmi niezależnymi? W końcu, czy taki rodzaj podróży jest dla każdego?

Poziomy taniego podróżowania

Warto na początku określić czym jest tanie podróżowanie. Ja wyróżniam 3 stopnie zaawansowania.

I – umiarkowane TP – to takie kiedy korzystamy z tradycyjnej bazy turystycznej, ale po okazyjnych cenach. Czyli zamiast PLL LOT lecimy WizzAir, zamiast spać w hotelu wybieramy schronisko młodzieżowe lub AirBnB, jedzenia zabieramy z zapasem z domu lub kupujemy w najtańszych sieciówkach.

II- zaawansowane TP – oprócz tradycyjnej bazy korzystamy z opcji alternatywnych, jak autostop, couchsurfing, namiot, mieszkanie u znajomych znajomego. Niby nikomu nie sprawiamy większego kłopotu, ale wyzbywamy się części niezależności.

III – skrajne TP – to taki rodzaj podróżowania, w którym opieramy się na życzliwości innych, oczekujemy ich wsparcia i pomocy, bo bez tego możemy utknąć po środku „niczego”. Mamy jakąś trasę opracowaną, ale i tak musimy być elastyczni, bo może nasz kierowca jedzie inną drogą.

Zaraz odezwą się głosy backpacerów, że „są wolni, że takie podróżowanie daje im sporo swobody, nic ich nie ogranicza”. Czyżby? Ogranicza ich bardzo wiele i oprócz tego, że są zdani na siebie, muszą mieć głowę na karku i myśleć 3 kroki do przodu, zależni są też od dobrego serca obcych ludzi. Kierowców, właścicieli posesji na których rozmijają namiot. Na szczęście takich osób chętnych pomóc jest sporo, ale nie ma tu mowy o pełnej niezależności. Ale… czy to coś złego?

Do czego zmierzam?

Tanie podróżowanie, a szczególnie skrajne podejście nie jest dla każdego. Nie każdy ma umiejętność proszenia o pomoc, a czasem nawet napraszania się (co jest coraz częstszym zachowaniem wśród młodych osób, a poczytacie o tym tutaj). Co więcej, nie każdy umie zrezygnować z pełnej niezależności.

Z drugiej strony, wielu pewnie powie, że chodzi o pieniądze, że tak jest taniej, że ich nie stać na hostel, czy bilet na autobus. Pieniądze nie są tu moim zdaniem argumentem, ponieważ jak się chce to zawsze można dorobić. A niezależność w drodze jest bardzo istotna.

Podróżowanie z plecakiem, autostopem jest z pewnością ciekawą i wartościową formą podróżowania, bo poznajemy wielu ludzi. Niemniej uważam, że jakiś zapas pięniędzy trzeba mieć, aby w razie potrzeby przenieść się z łona natury do hostelu, czy z autostopu na autobus.  

Bycie niezależnym daje nam swobodę wyboru i komfort. Oczywiście rozumiem pasjonatów autostopowania, spania pod gołym niebem. Też lubię wypady pod namiot i spanie na dziko. To wszystko ma swój urok. Mam jednak wrażenie, że weszliśmy w fazę, gdzie wielu młodych stanęło do wyścigu kto zobaczy więcej, odwiedzi więcej państw. Z tym, że już nie sama ilość się liczy (bo o jakości już dawno zapomnieliśmy), ale to kto zrobi to NAJTANIEJ.

Czy o to chodzi w poznawaniu Świata?

Nie sądzę. Pamiętajmy, że w tanim podróżowaniu nie ma nic złego, dopóki jesteśmy w porządku wobec lokalnych społeczności, wobec ludzi którzy nam pomagają, kiedy jakoś im się za to odwdzięczamy. Nie ma też nic złego w wybieraniu mniej skrajnych form podróżowania, nie ma nic złego w komforcie, niezależności. Pamiętajmy, że odkrywamy te piękne zakątki dla siebie, nie dla innych.