Great Ocean Road
Great Ocean Road, w skrócie GOR to jedna z 10 najpiękniejszych tras widokowych Świata. Podobno. Czy faktycznie? To kwestia gustu. Jednak jasnym jest, że uroku nie można jej odmówić.
Nie wiem czy wiecie, ale budowa tej widokowej trasy wiąże się z dosyć trudnym momentem w historii. Great Ocean Road jest największym na świecie pomnikiem ofiar wojny. Droga została zbudowana po I wojnie światowej przez żołnierzy, którzy wrócili z wojny. W hołdzie ich poległym kolegom. Budowa zajęła 16 lat.
Od Melbourne oddalona jest o około 100 km, więc spokojnie można zrobić sobie wypad na weekend, ale GOR to nie tylko 12 Apostołów, więc dobrze jak macie nieco więcej czasu. My mieliśmy tylko dwa dni więc opisze wam to co w tym czasie zdążyliśmy zobaczyć.
Torquey (Bells Beach)
Bells Beach to jedna z kilku plaż surferów na GOR. Jest ogromna, z jasnym i miękkim piaskiem.
Great Ocean Road Chocolatiere
Trafiliśmy na to miejsce przypadkiem. Po prostu zobaczyliśmy znak przy drodze i postanowiliśmy skręcić. I dobrze, bo to był jeden z najlepszych punktów programu :D, który był totalnie spontaniczny. Głupio się przyznać, ale była to jednak z najgorzej zaplanowanych wycieczek. Właściwie w ogóle nie była zaplanowana. Noclegu szukaliśmy będąc w drodze, a z atrakcji znaliśmy tylko 12 Apostołów i las deszczowy o którym wspominał Joachim na prelekcji.
Wracając do powyższego przybytku. To miejsce niezwykłe. Fabryka czekolady z darmową (!!!) degustacją. Mnie osobiście aż głowa bolała od ilości czekolady. Wszystko było czekoladowe. Czekoladowe wombaty, kangury, jajeczka wielkanocne. Czekolada na kilogramy i na metry. Można też było spróbować czekolad z lokalnymi przyprawami. I to akurat fajne nie było bo były niezwykle ohydne. A co jak co, ale ja się na czekoladzie znam jak mało kto 😀
Jeśli będziecie w pobliżu koniecznie musicie tu zajrzeć.
Anglesea
Kolejna plaża surferów. Woda nie była zbyt ciepła, ale czego się spodziewać po oceanie. Mimo wszystko zaliczyłam tam pierwszą i jedyną kąpiel w oceanie, w stanie Victoria. Co ciekawe był weekend a tłumów nie było. Nie ma też tu czegoś takiego jak parawany. A ja tam lubię parawany i zawsze będę na plaże z takim chodzić 😀
Split Point
Miejsce ciekawe z względu na latarnie morską i widok na skaliste wybrzeże. Na latarnie nie weszłam bo kosztowało to 10$, a widok z dołu był równie porywający. Nieopodal jest też przyjemna kawiarenka, przypominająca nieco chatę rybacką.
Oficjalny początek trasy
Nagle bez ostrzeżenia pojawiła nam się przed oczami brama wyjęta niczym z Flinstonów. Wygląda nieco zabawnie, ale chyba pasuje do tego miejsca. Trochę się tylko gryzie z pomnikiem pracujących weteranów tuż obok, ale … to Australia. Na wzgórzu przysiadł niczym ptak na krzaczku ogromny szklany dom.
Great Otway National Park
Moje drugie ulubione miejsce na trasie. Zachwycający las deszczowy. Czułam się w nim jak w dżungli. Niczym w powieściach Kiplinga. Tam było dziko i tam było pięknie. A szczególnie kiedy skończył się asfalt zrobiło się naprawdę przyjemnie. Jak na prawdziwe wyprawie, a nie wycieczce dla emerytowanych Niemców. Jeszcze ciekawiej było kiedy zgubiliśmy szlak szukając wodospadu i przedzieraliśmy się przez dzikie ostępy zupełnie poza ścieżką. Taką przygodę mieliśmy w lesie Californian Redwoods, z sekwojami wielkimi jak wieżowce.
To co warto tu zobaczyć to wodospady. Ja dotarłam do Houptoun Falls, ale jest jeszcze kilka innych. Ciekawym miejscem jest Lake Elizabeth. Trekking nie jest ciężki. Idzie się około 40 min przez gęsty las, by u celu znaleźć tajemnicze jezioro rodem z King Konga. A jak masz szczęście to możesz spotkać dziobaka.
12 Apostołów
Do 12 Apostołów zajechaliśmy o zachodzie Słońca. Widok był oszałamiający i chyba dy teraz nie mogę uwierzyć, że naprawdę tam byłam. Generalnie ciągle do mnie nie dociera, że jestem w Australii. Chyba dopiero to poczuje jak wrócę do Polski. Ot taki paradoks. W każdym razie warto trafić tam właśnie o takiej porze. Pogoda też dopisał, bo zazwyczaj niestety jest brzydko. Kiedy słońce zachodziło siedziałam na skale wysuniętej daleko w ocean, już poza barierkami ochronnymi dla turystów, ale kto by się tym przejmował. Siedziałam i patrzyłam na zachodzące Słońce wiedząc, że właśnie pojawia się na drugiej półkuli i że w odległym teraz domu w moim kochanym Poznaniu zaraz rozpocznie się nowy dzień. To nieco surrealistyczne uczucie. Być tak daleko. Często słyszę ostatnio, że „Świat stał się taki mały”. Nie stał się mały. Stał się jedynie łatwo dostępny, ale ciągle jest ogromny, a mnie cały czas dzieli od domu 16 000 km. To w najlepszym razie doba w samolocie.
Wracając do Apostołów. Czy jest ich 12? Nie. Kilka już poddało się erozji. Czemu 12 Apostołów? Taki zabieg marketingowy. Była Maciora i świnki, ale kto by się chciał z Maciorą fotografować? 😀
Port Cambell
Tu nocowaliśmy w świetnym hostelu. Na prawdę mogę polecić. Pokój 4 osobowy. Łazienki na korytarzu, duża kuchnia, możliwość zamówienia pizzy i piwa, a rano naleśników. Bardzo czysto i cicho. A to wszystko za 40$/os, a do tego blisko do plaży i kolejnych tras spacerowych po buszu.
London Bridge
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w kilku miejscach. Miedzy innymi na dzikiej plaży, ukrytej między skałami z ogromną formacją London Bridge. Na tej plaży można też spotkać pingwiny, oraz szczury. Mi trafiły się oba 🙂
Cape Otway
Chcesz zobaczyć koale w naturze? To najlepsze miejsce. Tak słyszałam. I nie zawiodłam się. Widziałam aż 3. Nie trudne je przegapić bo pod drzewem z koalą zawsze zobaczysz gromadkę ludzi z aparatami, wzdychających od ochów i achów. Cape Otway to półwysep z latarnią morską. Jednak aby zobaczyć samą latarnie trzeba zapłacić 40$. Za tą cenę wchodzimy na teren całego kompleks z mini zoo, sklepikami z pamiatkami, placem zabaw i innym badziewiem, które do niczego nie jest potrzebne, jak tylko do robienia kasy na turystach. Dlatego tę atrakcje też sobie odpuściliśmy.
Prywatny przewodnik
Jeśli marzy Ci się wyjazd do Australii, chciał/a byś zobaczyć wszystkie te piękne miejsca, pogłaskać koalę, spróbować lokalnych win, ale nie wiesz jak zaplanować taki wyjazd – napisz do mnie.
Jestem przewodnikiem z kilkuletnim doświadczeniem. Pracowałam m.in. dla Itaki i Rainbow. Z chęcią przygotuję ci wstępny (a potem i końcowy) plan podróży, pomogę znaleźć tanie loty oraz doradzę jak zorganizować wizę, tranzyty i transport po kraju.
Chętnie również będę twoim przewodnikiem, tu na miejscu – jeśli nie czujesz się na siłach na samotne zwiedzanie 🙂
Napisz do mnie na monika.kaczmarek07@gmail.com lub przez Facebook