Roczny wyjazd do Australii.
Brzmi fascynująco i z pewnością tak będzie. Ale póki co jestem tu, w Polsce, z rodziną, chłopakiem, przyjaciółmi. Przede mną wyjazd na rok lub dłużej (lub krócej). Samotny wyjazd (tak, wiem – poznam tam nowych ludzi, będzie super, ale… to nie to samo).
Na ile bym nie wyjechała, rok, pół roku to i tak bardzo długo i Świat się z tej okazji nie zatrzyma, moi znajomi, chłopak nie zapadną w sen zimowy jak niedźwiedzie i nie poczekają, aż wrócę. Ich życie, tak jak moje nadal będzie się toczyć z tym, że ja już nie będę brała w tym czynnego udziału.
Boję się, że wiele mnie ominie, że przegapię wspaniałe lato, które mogłabym spędzić z Adrianem podróżując gdzieś po Europie, wspólne spacery wczesną wiosną do parku. Boję się, że stracę to wszystko co tyle lat skrupulatnie budowałam. Te wszystkie relacje.
A po drugiej stronie czeka niewiadoma. I chyba to jest takie przytłaczające. To ciągłe uczucie, że rezygnujesz z czegoś znajomego, bezpiecznego, dobrego na poczet czegoś innego, co niekoniecznie da ci szczęście. A z drugiej strony, jak nie pojadę to nigdy się tego nie dowiem i zawsze będę mieć pretensje do samej siebie, że chociaż nie spróbowałam.
Choć mam nadzieję, że przywiozę z Australii tylko dobre wspomnienia, i że będę miała do czego wracać.
Update
Z Australii przywiozłam nie tylko dobre wspomnienia, dośdiadczenia ale i męża 😀